Świadectwo wygłoszone na Jasnej Górze (Nocne Czuwanie WKC)
Jestem w tej chwili już dojrzałą osobą, mam męża i trzech synów u progu
dorosłości oraz licznych krewnych, wiele zaprzyjaźnionych osób. Mimo to miałam
wiele problemów ze sobą. W przeszłości widziałam siebie jako „brzydkie
kaczątko”, - taki nieudacznik. Zazdrościłam koleżankom wyglądu, inteligencji,
łatwości nawiązywania kontaktów, dobrych stopni. Przeszłam okresy nie akceptacji, nawet
nienawiści do siebie. Wpadałam w stany bezsilności, załamań, braku chęci do życia.
Wiele spraw widziałam w czarnych kolorach. Dlatego też moje emocje były bardzo
różne, czasami byłam zła, złośliwa, jak również wiele łez wylałam w poduszkę -
mając pretensje i żal do Pana Boga, że taką mnie stworzył. Potrafiłam robić
sobie na złość.
W chwilach wielkiej pustki i
bezsilności na dnie tego wszystkiego pojawiała się moja jedyna nadzieja, mój
ratunek w Matce Bożej. Poczucie bliskości z Matką Bożą przywracało we mnie chęć
do życia i uwalniało mnie od tych napięć i przeżyć. Ona też zaprowadziła mnie
najpierw do Duszpasterstwa Akademickiego,
a następnie w życiu małżeńskim do Wspólnoty Krwi Chrystusa. Tam W niej
czułam się dobrze, jak w domu, w którym jest ciepło, zrozumienie i akceptacja
mojej osoby. Poczucie wspólnoty, okazywanie sobie życzliwości, miłości, dążenie
do jedności, było jak lek na rany. Były to początki mojego uzdrowienia:
poczucie, że nie jestem taka najgorsza, że posiadam nawet pewne zdolności,
zalety, których wcześniej sobie nie uświadamiałam. Z wielkim trudem i lękiem,
ale pełna wiary, że to jest wolą Bożą i nie mogę jej zaniedbać, przyjmowałam
zadania, które mi powierzano we Wspólnocie Krwi Chrystusa, wiedziałam jedno, że mam ufać Panu Jezusowi.
Było to dla mnie jakby „zamknąć oczy, skoczyć w przepaść" i szukać ratunku
u Pana Jezusa.
Dopiero teraz, kiedy tematem formacyjnym na ten rok jest „Pojednanie
przez Krew Chrystusa, a podtematami jest: "Pojednanie z Panem Bogiem,
bliźnim i z samym sobą”, a szczególnie "pojednanie z samym
sobą" dało mi nowe światło o mnie i moich problemach. Bardzo ważnym momentem dla mnie było
skupienie, na którym między innymi dotarły do mnie, jak nigdy wcześniej słowa z
Księgi Jeremiasza 1,5, które wcześniej wielokrotnie słyszałam które stały się dla mnie wyjątkowe: „Zanim
ukształtowałem Cię w łonie Matki, znałem cię, zanim przyszedłeś na świat,
uświęciłem cię” – one to przeniknęły mnie do głębi, zapadły w sercu i stały
się dla mnie początkiem przebaczenia,
akceptacji, a nawet polubienia, prawdziwego pokochania siebie. Było to
światełko w tunelu…
Zrozumiałam, że Pan Jezus wiedział, że będę grzeszyła, a mimo to chce być zapraszany do mojej codzienności.
Tylko czeka, bym w Eucharystii powierzała się Jego niezwykłej Miłości.
Przyjmując Jezusa do swojego serca, oddaję Mu to wszystko, co jest we mnie. Nie
zatrzymuję się nad swoimi upadkami, żyjąc w nieustannym poczuciu win i swoich
niedoskonałości. Nie skupiam się przez to na sobie, ale dostrzegam Jego Miłość.
Kochając siebie, bardziej otwieram się na drugiego człowieka i łatwiej mi jego
zrozumieć.
„Przenikasz i znasz mnie Panie… dziękuję Ci, że mnie stworzyłeś tak
cudownie, godne podziwu są Twoje dzieła, dobrze znasz moją duszę, nie tajna Ci moja istota, kiedy w
ukryciu powstawałem… oczy Twoje widziały me czyny… i wszystkie są spisane w
Twej Księdze, dni określone zostały chociaż żaden z nich jeszcze nie nastał…
zbadaj mnie Boże i poznaj mnie serce, doświadcz i poznaj moje troski, i zobacz
czy jestem na drodze nieprawej a skieruj mnie na drogę odwieczną” (Ps139,
1.14-16.23-24)
MW
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz