niedziela, 1 lipca 2001

MERLAP

Spotkanie przedstawicieli Wspólnoty Krwi Chrystusa z całego świata w Rzymie
W dniach 26.06 –04.07.2001 r. w Rzymie odbyło się pierwsze międzynarodowe spotkanie przedstawicieli Wspólnot Krwi Chrystusa dla świeckich, zorganizowane przez Generalat  Zgromadzenia Misjonarzy Krwi Chrystusa, C PPS. Na spotkaniu obecne były osoby z 14 krajów z różnych kontynentów. Od strony Polski na to spotkanie przyjechali członkowie Rady Krajowej: ks. Józef Godlewski (CPPS). s. Kaspra (MSC), Barbara Błaszczyk, Józef Siwicki. Barbara Błaszczyk dzieli się swoim świadectwem z tych dni.

Mój wyjazd do Rzymu napawał mnie lękiem, mimo że czułam, że to Jezus mnie znalazł i wyznaczył. Podzieliłam się tym z misjonarzem, który jeszcze bardziej uświadomił mi ważność tej misji, a ja poczułam jeszcze większy lęk. Lęk przed podróżą i przed tym, co mnie tam czeka. Zaczęły nasuwać się wątpliwości, czy to, aby ja jestem tą osobą, która ma reprezentować naszą polską WKC, zadanie tak wielkiej wagi. Walcząc z myślami pełnymi pokus i wątpliwości, pomyślałam o Słowie Życia: Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!(Łk7,50).Dzięki tym słowom Ewangelii zaczęłam próbować patrzeć na chaos w mojej głowie inaczej –przez wiarę. Zaczęłam układać myśli pod kątem wiary, rozmawiając z Jezusem, wsłuchując się w Jego głos:, „Dlaczego masz wątpliwości, skoro wola przełożonych jest Bożą Wolą?”. Wiara, tylko wiara może mnie ocalić z tych wątpliwości. Wiara, że to, co robię i będę robiła, jest Wolą Bożą. Trzymając się Jezusa, będę mogła polegać na Nim, bo On ma moc. Od Niego ja też mogę czerpać siły i nie muszę się lękać. Wszystko, także trud podróży, mogę oddać Jemu z pełnym zaufaniem, a szczególnie właśnie w intencji misji, która mnie czekała (np. zabranie głosu na między narodowym forum, aby strach nie stał się większy od mojej wiary, od zaufania do Jezusa). Przez wiarę i zaufanie słowom Jezusa w moim sercu powstał kojący pokój, który Ojciec Winfried umocnił swoim błogosławieństwem, którego udzielił całej naszej ekipie na pożegnanie. Do Rzymu jechaliśmy etapami: nocując we Wrocławiu, Monachium no i nareszcie w Rzymie. Mimo braku klimatyzacji nie było tak źle, jak sobie wcześniej bardzo „czarno” wyobrażałam. Nasza podróż to już były rekolekcje. Wybraliśmy Słowo Życia A ty idź i głoś królestwo Boże!(Łk 9,60).Byłam wdzięczna za te słowa, pasowały do mnie i do tych zbliżających się okoliczności. Po przyjeździe do Monachium czułam się tak zmęczona, że aż kręciło mi się w głowie. Pomyślałam głośno, że chyba będzie musiało mnie dwóch prowadzić, bo sama nie dam rady. Ziemia uciekała mi spod nóg. Po Mszy Świętej odprawionej u naszych Sióstr Misjonarek Krwi Chrystusa, padła propozycja przejścia się po mieście, a ja zastanawiałam się: czy to będzie możliwe? W sercu jednak usłyszałam głos: A ty idź..., więc posłuszna temu Słowu poszłam i miałam wrażenie, że nigdy lepiej się nie czułam! Zachwyt pięknem tego miasta, zdrowe powietrze wzbudziły przeogromną radość i wdzięczność Panu Bogu. Piękne widoki, które Pan Bóg stworzył, towarzyszyły nam następnego dnia do samego Rzymu. Moje myśli wraz z dziękczynnymi modlitwami szły do niebios bram, które zdawały się stać otworem na widnokręgu nieba, znad naszego samochodu, gdzie góry stykały się z niebem, a ich podnóże łączyło nas z autostradą, którą jechaliśmy. Wjechaliśmy do Rzymu około godziny 20, w porze ulicznego szczytu. W zwariowanym tłoku samochodów i skuterów przez dłuższy czas szukaliśmy potrzebnego nam adresu Sióstr Adoratorek Krwi Chrystusa, które zaprosiły nas do siebie na pierwszą noc. To nie tylko obce miasto, ale obcy kraj, inna kultura, inny język... W tym trudzie, tak wielkim, jaki sobie tylko wyobrażałam, myślałam o Słowie Życia: A ty idź... i w sercu szłam z prośbą do Jezusa, aby nas podprowadził pod wskazany adres. Czułam, że tylko tak mogę pomóc w tych poszukiwaniach. Bo co innego mogłam zrobić? Tak też po niedługim czasie, dziękując Bogu za Jego prowadzenie, dotarliśmy na miejsce. Byłam ogromnie wdzięczna Jezusowi za czas podróży, bo nie tylko nie przeżywałam choroby lokomocyjnej, ale też nie czułam zmęczenia, mimo że w tym dniu był najdłuższy etap trasy.26 czerwca 2001 r. rozpoczęło się Mszą Świętą pierwsze spotkanie przedstawicieli WKC z całego świata –chwila historyczna. Dynamika tego spotkania była dla mnie specyficzna i różnorodna. Rozbrzmiewały tam różne języki: włoski, hiszpański, angielski, niemiecki, chorwacki, indyjski, suahili... Nie tylko ja, ale każdy z nas musiał włożyć większy wysiłek i dużo miłości, żeby słuchać, wyjść poza słowa, przyjąć inną kulturę. U przedstawicieli wszystkich tych narodowości widziałam głęboką postawę zaufania do Pana Boga.

Merlap   lipiec 2001

U przedstawicieli wszystkich tych narodowości widziałam głęboką postawę zaufania do Pana Boga. Mogliśmy nawzajem ubogacać się, przyjmować umocnienie wiary. Serce radowało się, gdy patrzyłam na tak wielką grupę złączoną przez Krew Chrystusa, która pokonuje wszelkie bariery i ze wszystkich stron świata tworzy piękną rodzinę w jedności i miłości –rodzinę Przenajdroższej Krwi Jezusa. Niektórzy nawet nie wiedzieli, że mają rodzinę duchową w innych krajach, myśleli, że są jedynymi czcicielami Krewi Chrystusa i teraz bardzo cieszyli się, widząc, że nie są sami. Dzielili się tym, jak wielkie znaczenie miało dla nich poznanie ludzi, których dzielą granice, język, kultura, a jednak łączy wspólna duchowość, podobne spotkania modlitewne, działania charytatywne, przewodnictwo świętego Kaspra...W pierwszych momentach, spotykając się z taką różnorodnością językową, poczułam się nieswojo. Zastanawiałam się, jak ja to wszystko przeżyję. Pomyślałam o Słowie Życia: A ty idź i głoś królestwo Boże! –Dobrze, ale jak mam głosić to królestwo? Po polsku? Przecież nikt mnie nie zrozumie! Siostra Zofia (ASC), która ofiarnie tłumaczyła nam tematy naszego spotkania z włoskiego na polski, też nie mogła przecież zawsze być przy mnie, gdy ktoś zwracał się do mnie z jakimś pytaniem czy prośbą. W pewnym momencie dotarło do mnie jednak, że mogę włożyć swój trud i wysiłek pomysłowości i głosić królestwo Boże gestem, uśmiechem. Nawet zrobiłam sobie słowniczek podstawowych wyrazów grzecznościowych w czterech językach. Poczułam się od razu lepiej i mogłam cieszyć się w atmosferze jedności i miłości razem ze wszystkimi. Tu w tej rodzinie mogliśmy doświadczyć mocy Krwi Chrystusa, bo język Krwi jest mocniejszy i Bóg nas rozumie, choć my siebie nie zawsze. Obecni przedstawiciele wspólnot mieli za zadanie przedstawić siebie, swoją wspólnotę na płaszczyźnie bardziej osobistej niż ogólnej oraz podzielić się swoimi oczekiwaniami związanymi z tym spotkaniem. Wzięliśmy się solidnie do pracy, aby porządnie przygotować prezentację naszego Dzieła w Polsce, głównie na podstawie świadectw. Więc nocy do spania zostało niewiele, tym bardziej, że trzeba było przygotować wszystko na piśmie. W trzecim dniu spotkania przyszła kolej na naszą grupę, czas mojego trudu: mikrofony, tłumacze i jeszcze watykańska telewizja. Czy to nie za dużo na moją tremę? Na szczęście dalej było przy mnie Słowo Życia A ty idź i głoś królestwo Boże! – głoś je, aby inne kraje poznały polską WKC, którą zaszczepił, jako pierwszy Misjonarz Krwi Chrystusa O. Winfried Wermter. Słowo Życia ma taką moc, że strach nie ma szans! Gdy słucham Jezusa, On daje moc i Duch Święty prowadzi, więc mimo wszystko ze spokojem powiedziałam swoje świadectwo na przemian z animatorem krajowym, współbratem Józefem Siwickim. W dniach tego spotkania poznaliśmy historyczne miejsca naszej duchowości: Rzym, Albano, Acuto, Sonnino, San Felice w Giano... Czas mieliśmy wypełniony po brzegi. Poprzez obecność tam, gdzie żył święty Kasper, stał się on jeszcze bliższy, a obraz jego działalności o wiele wyraźniejszy. Jak nigdy czułam jego obecność w swoim sercu i między nami. On zapalił w nas niestrudzonego ducha misyjnego. Miałam, co ofiarowywać Jezusowi i niemal w każdym momencie była okazja dziękować i uwielbiać Go, dlatego że prawie, co parę kroków był kościół, który ku temu stwarzał warunki, ale też atmosfera z tych wiecznych miejsc, atmosfera ze spotkania WKC i CPPS z całego świata. Na zakończenie wnioski i podsumowanie tego historycznego spotkania przez każdą grupę. Podczas spotkania z Ojcem świętym (audiencja środowa) w naszej wielojęzycznej rodzinie Krwi Chrystusa spontanicznie okazywaliśmy sobie wzajemną radość, gdy były wyczytywane pielgrzymki z kraju, z którego ktoś z nas pochodził. Trwaliśmy przy naszym Papieżu tak długo, aż pożegnaliśmy Go gorącymi polskimi słowami, gdy przejeżdżał obok nas. Wtedy odwrócił się w naszą stronę i pobłogosławił nas. 
Barbara B