środa, 3 kwietnia 2013

„Przymnóż nam wiary!”



ks. Wojciech Czernatowicz CPPS
Wielu ludzi dzisiaj, patrząc na tak szybko zmieniający się świat i okoliczności naszego życia pyta się zapewne: czy moja wiara wystarczy, by zmierzyć się z wyzwaniami tego czasu? Czy będę wierzyć na tyle wystarczająco, żeby się nią dzielić? Czy wiara poniesie mnie w kryzysach mojego życia?
          Jakże chciałoby się wierzyć jak dawniej, jak dziadkowie chociażby, czy jak ci wszyscy, którzy chodzili z Jezusem i zostawali uzdrowieni przez Niego, czy też może jak ci, którzy stali się dla nas przykładem i wzorem wiary i oddania. Czy w czasach trudności można zaczerpnąć wiary od kogoś, kto wierzy „więcej” – jak owa niewiasta, która do Jezusa skrada się z tyłu i przez przelotne dotknięcie Jego szaty kieruje na siebie cudowny przepływ Jego energii?
          Są dni, że wierzy się łatwiej: w wielkie święta, w dobrym nastroju, wśród swoich, z którymi łączą nas te same przekonania. Wówczas każdy czuje się silny, mocny. Wiara jednak, która jest wprawdzie wielkim darem, ma swoje fazy i etapy. Czasami zdarza się, że wiara nasza może nie ma już takiej mocy jak kiedyś. Jednak i takie także doświadczenie
może stać się głębokim przeżyciem duchowym.
          Przyjrzyjmy się Apostołom. Oto stoją oni przed Jezusem i wyrażają tylko jedną prośbę: dodaj nam wiary, daj nam nieco więcej wiary! Dodaj coś do naszej wiary! Daj nam wiarę! Użycz nam tej życiowej siły. Albo: „Przymnóż nam wiary!” (Łk 17, 5), jak słowa te przekłada Biblia Tysiąclecia.
          A wyrażają tę prośbę ci, którzy przewodniczą zgromadzeniom modlitewnym i od których zależeć będzie wiara przyszłych pokoleń. Stają oni w obecności Jezusa i proszą tylko o jedno: Przymnóż nam wiary! Nie jest to egoistyczne zatroskanie o własne zbawienie, żadne pragnienie dominowania nad innymi, czy pokazania pewności siebie.
          Zapewne i my też pytamy siebie w różnych sytuacjach naszego życia: czy wystarczy nam wiary? Czy
Ty, Panie, nam wystarczysz? Czy możemy się pokazać przed Tobą z naszą odrobiną wiary? Czy jest ona jeszcze żywa i niosąca nas przez całe nasze życie? A gdybyśmy mogli sformułować życzenie do Jezusa Chrystusa, czy prosilibyśmy o wiarę?
I skąd ją brać?
          Pomni swych słabości Apostołowie podnoszą swe oczy do Pana, który może ich umocnić i dodać im pewności. Nie pokładają ufności w jakieś siły samolecznicze. Zwracają się do właściwej instancji, do Jezusa i proszą Go o wiarę. Wiedzą bowiem, że ich wiara musi być zakorzeniona w Nim i uczestniczyć w Jego wierze, misji i naśladowaniu Go. A to naśladowanie sprawdza się w szarzyźnie powszedniości dnia, kiedy to nie zawsze jest łatwo i świątecznie.
          Być może za plecami Jezusa uczniowie spodziewali się czegoś więcej, jako naoczni świadkowie Jego cudów. Może spodziewali się jakiejś nadludzkiej mocy, otrzymanej od Niego raz na zawsze. 
          Być może także nie chcieli sobie uświadomić, że naśladowanie Pana jest czasami wędrówką przez pustynię, nie jest żadnym nieustannym wzrostem życiowych energii, nie jest wspinaniem się po niebiańskiej drabinie, żadną religijną kwalifikacją do awansów.  
          Może więc warto w ogóle zacząć od pytania: czym jest wiara? Czy jest tylko jakąś ideą, którą od chrztu niesiemy przez życie? Czy jest głębokim przekonaniem, że nie wszystko leży w naszych rękach? A może jest stylem naszego ziemskiego bytowania, który ma przede wszystkim innym uświadamiać, że to, czego dotykamy zmysłami, to jeszcze nie jest cała prawda? Czy jest może pewnym rodzajem zaangażowania w to, o czym i tak nie mamy żadnego pojęcia, bo dotyczy spraw nie z tego świata? I wreszcie warto by pomyśleć i zastanowić się głęboko nad pytaniem, czy wyznając Credo, "Wierzę Boga Ojca…", wiem, co wyznaję i o czym mówię?
          Zdaje się, że czasem nawet jeśli wiara jest jakimś rodzajem pewności, to najbardziej chyba pewności w niepewności. Tyle jest w niej paradoksów, tyle tajemnic, z którymi czasami trudno się uporać. Tyle pytań, które pozostają bez odpowiedzi. Tyle nierozwiązanych dylematów.
          Powiedział kiedyś abp. Brunon Forte (arcybiskup Chieti, członek Papieskiej Akademii Teologicznej i Międzynarodowej Komisji Teologicznej) następujące słowa:
 "Wierzący jest tylko biednym ateistą, który każdego dnia wysila się, by zacząć wierzyć. 
Wiara nie jest czymś zdobytym raz na zawsze. 
Wiara to „walka” z Bogiem, w której pozwalam, aby On zwyciężył. 
Kochać Boga nie oznacza żyć spokojnie, wierząc, że On jest, ale iść za Nim każdego dnia. 
Iść tam, gdzie On chce, a niekoniecznie tam, gdzie my byśmy chcieli. 
Ufając całkowicie Jemu, także wtedy, kiedy milczy".
          Przymnóż nam wiary! - proszą Apostołowie Jezusa. Wiary nie za małej, ale i nie za pewnej siebie, tylko takiej, która zbliży nas do Niego i poniesie nas przez całe nasze życie. Wiary, która jest przywiązaniem do Boga i właściwym sposób jego przeżywania. Wiary, która pozwoli nam dostrzec, że jesteśmy ludźmi w drodze, poszukiwaczami odpowiedzi na własne pytania. Ale i takiej, która pokarze nam, że nie idziemy i nie jesteśmy sami na tej drodze. To poszukiwanie wymaga czasu i cierpliwości. W tym poszukiwaniu może być więcej pytań niż odpowiedzi, więcej intymnej wytrwałości niż naszego bezdyskusyjnego zadowolenia.
          Wiara - podobnie zresztą, jak i niewiara - nie jest detektywistycznym problemem do rozwiązania. W naszych spotkaniach z Bożym misterium i tajemnicą nie da się przecież zakończyć „dochodzenia” i obwieścić światu, że już dopięliśmy swego. Że Boga z Jego misterium mamy już w garści. Że nasze ludzkie postrzeganie zrzuciło z siebie w końcu balast przyziemnych wyobrażeń i przekroczyło granice ludzkiego rozumu. Że już wszystko jest jasne i zrozumiałe.
          Boga po prostu definitywnie poznać się nie da. Jego trzeba ciągle poszukiwać i poznawać.
ks. Wojciech Czernatowicz CPPS

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz