wtorek, 10 września 2013

Wspólnota wiary


Samotny chrześcijanin to sprzeczność. Jezus nie tylko zgromadził grupę uczniów, ale także wysyłał ich, by gromadzili innych (por. Mt 24,14; 28,19; Mk 11,17; 13,10; Łk 14,23; 24,47). Bycie chrześcijaninem to bycie zarówno członkiem wspólnoty, jak i apostołem. Ważne jest to, abyśmy sobie to właśnie uświadomili, rozważając nad sprawą naszej wiary.

Nawet odizolowani od otoczenia kontemplatycy stanowią część dzieła ewangelizacji, część misyjnego Kościoła. Św. Teresa z Lisieux,
klauzurowa zakonnica, jest współpatronką misjonarzy udających się do innych krajów, wraz ze św. Franciszkiem Ksawerym, który podróżował po całym świecie począwszy od Europy po Daleki Wschód.

Te dwa zasadnicze pytania: Kim jestem? oraz: Jakie jest moje miejsce w świecie? – zajmowały od zawsze człowieka. Chcemy być niezależni, ale nie zbyt niezależni. Nie chcemy zmagać się z życiem całkiem sami. Możemy dokonać o wiele więcej i z o wiele większą łatwością i skutecznością, kiedy tworzymy zespół całkowicie różnych talentów i możliwości i wspólnie dokonujemy
jakichś dzieł.

Było dwóch braci, którzy kochali się z całego serca. Obaj byli rolnikami. Jeden z nich ożenił się, a drugi pozostał kawalerem. Postanowili kontynuować dzieleniem się na pół całymi swoimi plonami.
Pewnej nocy przyśniło się bezżennemu: To nie jest sprawiedliwe! Mój brat ma żonę i dzieci, a dostaje tę samą ilość zbiorów co ja, który jestem sam. Pójdę w nocy do jego spichlerza i dodam mu kilka worków tak, by tego nie zauważył.
Z kolei, żonaty brat również śnił pewnej nocy: To nie jest sprawiedliwe! Mam żonę i dzieci i moja przyszłość będzie zapewniona dzięki nim. Mój brat, który jest sam, kto mu pomoże? Pójdę w nocy do jego spichlerza i dodam mu kilka worków, tak by tego nie zauważył.
I tak zrobili obaj bracia. A oto niespodzianka, spotkali się w połowie drogi, tej samej nocy, dźwigając worki jeden dla drugiego. Popatrzyli na siebie, zdali sobie sprawę z tego, co się dzieje i uścisnęli się w uścisku braterskim, jeszcze silniejszym i na zawsze.

Czasem trzeba zatrzymać się w naszym życiu i na nowo docenić błogosławieństwo, jakim jest móc liczyć na brata, na tego, kogo mamy blisko siebie. To niezbędne dla nas, jako chrześcijan, miłować się wzajemnie i doceniać się takimi, jakimi jesteśmy. Nie możemy dać dobrego świadectwa życia, jeśli nie kochamy tych, którzy są najbliżej nas.

Nie jesteśmy samotnymi wyspami. Żyjemy we wspólnotach, tworzymy je i wzrastamy dzięki nim. Dlatego grupa i właściwe relacje z innymi są ważnym czynnikiem rozwoju duchowego. Wspólnota potrzebna jest do wzrastania w wierze.

Wspólnota jest potrzebna na wszystkich etapach rozwoju. Również człowiek dojrzały i stary potrzebuje wspólnoty, by kochać i świadomie głęboko przeżywać swoje życie. Zdolność do utrzymywania właściwych relacji jest bazą zdrowego i spełnionego życia na wszystkich jego płaszczyznach.

Ojciec Florencio Seruga, jezuita, napisał kiedyś o wspólnocie zakonnej: „Nie żyjemy we wspólnocie, ani dla wspólnoty, lecz ze wspólnotą”. To stwierdzenie można odnieść do każdego typu wspólnoty: małżeńskiej, rodzinnej, przyjacielskiej, parafialnej... Nie żyjemy we wspólnocie, to znaczy, że wspólnota nie jest tylko miejscem wypoczynku albo miejscem, które ułatwia wypełnianie określonych zadań i obowiązków. Nie żyjemy też dla wspólnoty. Nie jest ona celem samym w sobie. Nie jesteśmy zobowiązani, aby jej się podporządkowywać. Żyjemy natomiast ze wspólnotą, która pomaga nam rozwijać się, dojrzewać, realizować siebie i swoją życiową misję.

Wspólnota nie ma wymiaru statycznego, przeciwnie rozwija się, wzrasta każdego dnia, podobnie, jak rozwijają się osoby, które ją tworzą.
Nie ma wspólnot bezkonfliktowych. W każdych relacjach wcześniej czy później pojawią się kryzysy i nieporozumienia.
Wspólnot zwykle nie wybieramy. Wybieramy przyjaciół, ale nie rodzeństwo, ani towarzyszy pracy czy członków jakiejś wspólnoty.
Wspólnota jest doświadczaniem różnorodności. Jest miejscem, które łączy przeciwności. Tworzą ją osoby, które często różnią się charakterem, pochodzeniem, zdolnościami, poglądami, pragnieniami czy potrzebami.
Wspólnota jest autentyczna, gdy jej członkowie nie boją się być sobą, gdy mogą być szczerzy, nie muszą nosić masek i makijaży, ani obawiać się, że zostaną osądzeni, wyśmiani czy potępieni. Wspólnota ma być miejscem bezpiecznym dla nas wszystkich ją tworzących.
Życie we wspólnocie wymaga czasu. Życie we wspólnocie wymaga bycia dla innych.
Wspólnota wymaga również dzielenia się. Wskazuje na to już samo określenie: wspólnota - coś wspólnego. Tworzenie właściwych relacji wymaga dawania, uwalniania się od egoizmu, wymaga empatii. Nie jest możliwe życie we wspólnocie, gdy nie ma miłości gotowej do poświęcenia, cierpienia i obumierania sobie.
Mówiąc o wspólnocie wiary warto podkreślić jeszcze jeden element łączący, jakim jest życie sakramentalne, szczególnie udział w Mszy świętej. Podczas niej dzielimy z innymi Ciało i Krew Chrystusa. Następnie przekształcamy własne życie w Eucharystię. Dzielimy się ze wspólnotą sobą, własnym życiem i powołaniem, przyjaźnią i miłością. Jeden stary zakonnik zwykł mawiać, że wolałby, aby jego współbracia bardziej kochali go ze względu na niego samego niż ze względu na Chrystusa. Miłość bez konkretów staje się rodzajem utopii.
Równie ważną rolę pełni modlitwa indywidualna i wspólna.
Wspólnota z innymi wymaga również regularnych spotkań, podczas których tworzy się odpowiedni klimat do rozeznawania. Klimat taki sprawia, że każdy w sposób wolny i szczery może mówić o swoich aspiracjach, problemach i konfliktach. Wszyscy powinni uczyć się słuchać z uwagą i życzliwością, bez zniecierpliwienia, akceptując słabość swoją i innych oraz podatność na zranienia. Razem podejmowany dialog, omawiający problemy, blaski i cienie wspólnoty rodzinnej, przyjacielskiej czy kościelnej i każdej innej, może być bardzo inspirujący na przyszłość. Wspólnotę utrwalają dodatkowo rytuały, na przykład spotkanie, które nazywamy agapą, czyli radością wspólnego przebywania i biesiadowania.

Św. Łukasz, charakteryzując pierwsze wspólnoty chrześcijańskie, napisał: „Jeden duch i jedno serce ożywiały wszystkich wierzących” (Dz 4, 32). Jedność ducha i serc pierwszej wspólnoty wiary polegała na skupieniu się wokół Jezusa Zmartwychwstałego oraz wspólnego celu: głoszenia z miłością Dobrej Nowiny. Nie oznaczała jednak jednakowości, ale jedność w różnorodności.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz