niedziela, 3 maja 2015

Temat VII -Dziękczynienie za przelanie krwi podczas ukrzyżowania

 Kontynuując nasze pełne wdzięczności rozważanie przelań zbawczej krwi Chrystusa dochodzimy do tajemnicy ukrzyżowania. Jak zgodnie świadczą ewangeliści, zmaltretowany Jezus nie był w stanie o własnych siłach, z belką krzyża dojść na Kalwarię. Św. Marek podaje: „Przyprowadzili Go na miejsce Golgota” (Mk 15, 22). Tekst grecki nie ma tu jednak czasownika ago („prowadzić”), lecz słowo feró, które zasadniczo zawiera w sobie czynność niesienia. Można powiedzieć, że rzymscy żołnierze zawlekli Jezusa na miejsce stracenia aby tam mogła wypełnić się do końca zbawcza ofiara.

1. Miejsce ukrzyżowania - Golgota
„Golgota” (w języku aramejskim: gulgolta, po łacinie: calva) oznacza „czaszkę”. Orygenes w swym komentarzu do Mt 27, 33 stwierdza, że - według różnych pisarzy - właśnie w tamtym miejscu był pogrzebany Adam. Podaje przy tym teologiczne uzasadnienie takiego poglądu: Jezus umarł w takim miejscu, aby jak w Adamie „wszyscy umierają, tak w Chrystusie wszyscy zostali ożywieni”. Swoją opinię ukształtował on - jak się zdaje - w oparciu o żydowskie apokryfy i komentarze do Ksiąg świętych. Jest bowiem rzeczą znaną, że pisma te umieszczały na Syjonie, na którym stał Przybytek Pana, wiele ważnych wydarzeń z historii biblijnej. W środowisku świątynnym przyjęło się przekonanie, że to właśnie tam Abel składał ofiary miłe Bogu i tam został zabity przez swego rozgniewanego brata. Także praojciec Adam ostatnie swe lata niezwykle długiego życia spędził w okolicach tej góry i na koniec właśnie na niej go pochowano. Syjon jest też - według tych pism - ową górą Moria, na której Abraham miał ofiarować Panu swego jedynego syna, Izaaka. Tutaj też Melchizedek, kapłan Boga Najwyższego i król Szalemu, błogosławił Abrahama i złożył ofiarę z chleba i wina. Wszystkie te fakty wyjaśniały, dlaczego tylko to miejsce było godne tego, by na nim stanęła świątynia, dom Pański.
Chrześcijanie nie tylko pochodzenia żydowskiego znali owe starożytne przekazy, a nawet dodawali do nich własne legendy, czego przykładem jest choćby utwór Walka Adama, pochodzący z II wieku. Z apokryfów chrześcijańskich wynika jasno, że w pierwszych wiekach istnienia Kościoła istniało wśród chrześcijan głębokie przekonanie, iż Adam żył i był pochowany w grocie na terenie Golgoty, do której zstąpił Chrystus po swojej śmierci, aby uwolnić wszystkich sprawiedliwych od powstania świata. Taką treść również miała ich wiara dotycząca wstąpienia Jezusa Chrystusa do piekieł. Kiedy Rzymianie zburzyli świątynię i splądrowali górę Syjon i gdy raz na zawsze został przerwany kult ofiarniczy, wówczas dawne wspomnienia żydowskie powoli zaczęły tracić swój blask. Wtedy też chrześcijanie wychowani w tradycji żydowskiej przenieśli całą tradycję świętej góry na sąsiednie wzgórze Golgoty. Od tej pory miejsce śmierci Jezusa stało się dla chrześcijan jedyną górą i centrum świata, gdyż właśnie na nim dokonało się zbawienie. Ewangeliści nigdy nie nazywają Golgoty górą. Było to bowiem małe wzniesienie ok. 5 m wysokości, położone tuż za murami Jerozolimy, w odległości ok. 250 m od bramy Ogrodów. Jego nazwa zaś najprawdopodobniej pochodziła od zewnętrznego wyglądu owego miejsca straceń: jego kulisty kształt i sterczące ponad ziemią nagie skały mogły rzeczywiście przypominać czaszkę. 
Obecnie prowadzenie wykopalisk archeologicznych na tym miejscu jest właściwie niemożliwe, ponieważ jest ono terenem zamieszkałym. Robi się jedynie niewielkie sondaże lub badania przy okazji jakichś rekonstrukcji, te zaś wykazują, że obszar Golgoty najpierw przez długi czas służył jako kamieniołom, zaś w czasach Chrystusa mógł być zagospodarowany i przekształcony w ogrody, których część mogła należeć do Józefa z Arymatei.

2. Czas
Czytając ewangeliczne opisy męki i śmierci naszego Zbawiciela bardziej dociekliwi czytelnicy natkną się na pewien rozdźwięk w określaniu godziny poszczególnych wydarzeń takich jak proces Jezusa przed Piłatem, ukrzyżowanie, śmierć Jezusa. Owa sprzeczność wynika z odmiennego sposobu liczenia czasu.
W Palestynie dzielono czas od wschodu do zachodu słońca na dwanaście godzin, przy czym godziny te miały różną długość w zależności od pory roku. Dzień dzielono zwykle na cztery równe części, z których każda zawierała trzy godziny. Te poszczególne godziny nazywano pierwsze (w okresie paschalnym, kiedy ma miejsce zrównanie dnia z nocą, przypada ona na przedział od 6 do 9 godziny naszego czasu), trzecią (od 9 do 12), szóstą (od 12 do 15) i dziewiątą (od 15 do 18).
Kiedy św. Marek w swym opisie skanduje: „była to godzina trzecia... szósta... dziewiąta”, zdaje się, posługiwać uproszczonym obliczaniem czasu. W odróżnieniu od niego św. Jan raczej korzysta z dokładniejszego, ściślej dwunastogodzinnego podziału dnia, na co wyraźnie wskazuje pytanie Jezusa: „Czyż dzień nie liczy dwunastu godzin?” (J 11, 9) oraz dokładne podawanie godziny przy opisywaniu niektórych bardziej znamiennych wydarzeń (por. J 1, 39; 4, 6. 52).
Markowa „godzina trzecia” pokrywa swym zasięgiem moment, który w Ewangelii Janowej jest określony jako „godzina szósta”, czyń samo południe. Fakt ten też pozwalałby może zrozumieć, dlaczego właśnie o tej porze Szymon z Cyreny wracał z pola. Miszna, zbiór reguł prawnych, który zaczęto spisywać od II w. po Chr., podaje, że w Judei można było pracować w przeddzień Paschy aż do południa, lecz w południe należało ją skończyć, aby zacząć bezpośrednie przygotowania do uroczystości paschalnych.
Chrześcijanie bez żadnych właściwie wątpliwości przyjmowali w chronologii męki Chrystusa informacje św. Jana i od najdawniejszych czasów byli przekonani o tym, że Jezus został ukrzyżowany w samo południe, zaś umarł około godziny trzeciej naszego czasu, po trzygodzinnej agonii. 

3. Ostateczne wypełnienie się proroctw starotestamentalnych 
Rzeczą uderzającą jest to, że właściwie wszyscy ewangeliści, nawet po części św. Jan, konstruują opis męki i śmierci Jezusa na krzyżu tak, jakby w pewnym stopniu komentowali Ps 22. Podając poszczególne fakty, nawiązują często do wielu jego wersetów, a nawet raz po raz wyraźnie go cytują. Porównując ze sobą teksty Psalmu oraz opis męki (od momentu ukrzyżowania aż do śmierci), można wyłowić z nich następujące podobne fragmenty:

Mk 15, 24 (Mt 27, 35; Łk 23, 33; J 19, 18): „Ukrzyżowali Go”
Ps 22, 17: „Przebodli ręce i nogi moje”

Mk 15, 24 (Mt 27, 35; Łk 23, 34): „i rozdzielili między siebie Jego szaty, rzucając o nie losy, co który miał zabrać”.
J 19, 24: „Tak miały się wypełnić słowa Pisma: «Podzielili między siebie szaty, a los rzucili o moją suknię». To właśnie uczynili żołnierze”.
Ps 22, 19: „moje szaty dzielą między siebie i los rzucają o moją suknię”

Mk 15, 29 (Mt 27, 39; Łk 23, 35): „Ci zaś, którzy przechodzili obok, przeklinali Go, potrząsali głowami, mówiąc”
Ps 22, 8: „Szydzą ze mnie wszyscy, którzy na mnie patrzą, rozwierają wargi, potrząsają głowami”

Mt 27, 42-43 (Mk 15, 31-32; Łk 23, 35): „Innych wybawiał, siebie nie może wybawić. Jest królem Izraela: niechże teraz zejdzie z krzyża, a uwierzymy w Niego. Zaufał Bogu: niechże Go teraz wybawi, jeśli Go miłuje. Przecież powiedział: Jestem Synem Bożym”.
Ps 22, 9: „Zaufał Bogu, niechże go wyzwoli, niechże go wyrwie, jeśli go miłuje”.

Mk 15, 34; Mt 27, 46: „O godzinie dziewiątej Jezus zawołał donośnym głosem: «Eloi, Eloi, lama sabachthani», to znaczy: «Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił?»”
Ps 22, 1: „Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił?”

J 19, 28: „Potem Jezus świadom, że już wszystko się dokonało! aby się wypełniło Pismo, rzeki: «Pragnę»”.
Ps 22, 16: „Moje gardło suche jak skorupa, język mój przywiera do podniebienia”.

Mt 27, 54 (Mk 15, 39; Łk 23, 47): „Setnik zaś i jego ludzie, którzy odbywali straż przy Jezusie, widząc trzęsienie ziemi i to, co się działo, zlękli się bardzo i mówili: «Prawdziwie, Ten był Synem Bożym»”.
Ps 22, 28: „Przypomną sobie i wrócą do Pana wszystkie krańce ziemi i oddadzą Mu pokłon wszystkie szczepy pogańskie”

Są to najważniejsze i najbardziej wyraźne aluzje ewangelistów do Ps 22. Teologowie przypuszczają, że w pierwotnych gminach chrześcijańskich korzystano z tego Psalmu, jak również z Ps 69 i pieśni z Iz 53, aby przy ich pomocy wyrazić teologiczny sens śmierci Jezusa. Chrześcijanie widzieli wyraźnie, że autorzy tych tekstów pod natchnieniem Ducha Świętego zapowiadali mękę sprawiedliwego Mesjasza i że słowa ich dokładnie wypełniły się w ostatnich dniach życia Jezusa.
Ps 22, dzieli się on na dwie części. Pierwsza z nich (wiersze 1-22) jest lamentacją opisującą wielki ból człowieka sprawiedliwego, który bez reszty zaufał Bogu. On wie, że każdy, kto ucieka się do Pana, znajduje w Nim schronienie. Dlatego tym bardziej przytłacza go to, że został przez wszystkich opuszczony, że ludzie bezkarnie go prześladują i drwią z jego zaufania złożonego w Bogu. 
Jednakże od w. 23 pieśń ta staje się hymnem pochwalnym. Tutaj psalmista zmienia ton i zaczyna sławić Boga za to, że w swej wierności i łaskawości wysłuchał wołania i doprowadził prześladowanego również dzięki jego wierności) do triumfu. Widać więc, że Ps 22 nie jest skargą człowieka napełnionego rozpaczą i beznadziejnością, lecz modlitwą pełną ufności, która towarzyszyła ofierze składanej za otrzymane wybawienie(zob. w. 26), a z tego względu doskonale wyraża pełny sens męki i śmierci Jezusa.
Sam Jezus, wykrzykując pierwsze słowa tej jakże głębokiej modlitwy, zdaje się wskazywać, że w niej należy szukać wyjaśnienia tajemnicy Jego krzyża. Św. Marek cytuje te słowa najpierw po aramejsku, podkreślając tym sposobem, że sam nic nie zmyśla, lecz powtarza autentyczne słowa Jezusa. Gdy się weźmie pod uwagę obie części Psalmu oraz cały opis ewangeliczny, widzi się, że owo pełne bólu wołanie: „Boże mój, czemuś mnie opuścił” nie wyraża rozpaczy lub zwątpienia. Ono stanowi zakończenie modlitwy w Ogrójcu, gdzie Jezus już jednoznacznie wyraził swe zaufanie wobec Ojca mimo ogromnej trwogi przed męką. Tego zaufania nie odwołał nawet na krzyżu, choć w gruncie rzeczy czuł się bardzo osamotniony i opuszczony przez wszystkich.
W Jego krzyku zatem łączą się nierozerwalnie ze sobą i ufność, i cierpienie, i świadomość opuszczenia. Jezus bezgranicznie ufa Ojcu, ale nie znaczy to, że nie przeżywa boleśnie całego koszmaru krzyża i śmierci. Swoim wołaniem daje do zrozumienia, że wziął na siebie najgłębsze cierpienie świata, które Go przytłoczyło i zmiażdżyło. Ale uświadamia też, że w chwili Jego śmierci do końca spełniają się wszystkie starotestamentalne przepowiednie, które odnosiły się do Niego.
Pośród różnych motywów z Psalmu 22, które znalazły swe wypełnienie na Golgocie, ewangeliści mocno podkreślają scenę szydzenia. Przechodzący obok gapie potrząsają głowami i wyśmiewają Go: „Ty, który burzysz przybytek i w trzech dniach go odbudowujesz, wybaw sam siebie; jeśli jesteś Synem Bożym, zejdź z krzyża” (Mt 27, 40). Natomiast stojący pod krzyżem arcykapłani i uczeni w Piśmie kuszą Jezusa: „Innych wybawiał, siebie nie może wybawić. Jest królem Izraela: niechże teraz zejdzie z krzyża, a uwierzymy w Niego. Zaufał Bogu: niechże Go teraz wybawi, jeśli Go miłuje. Przecież powiedział: «Jestem Synem Bożym»” (Mt 27, 42). Czy cudowne zejście z krzyża rzeczywiście by ich nawróciło? Czy kapłani i uczeni w Piśmie wreszcie uznaliby Go za Mesjasza, gdyby na ich oczach oderwał ręce i nogi od gwoździ i zdrowy zstąpił na ziemię? Rzecz wątpliwa. Skoro widzieli już tak wiele dokonanych przez Niego cudów, a nie wyciągnęli z nich właściwych wniosków, to również taki czyn nie poruszyłby ich serca. Słowa ich były raczej ostatnią pokusą szatana, który chciał odciągnąć Jezusa od wypełnienia zbawczego dzieła. Jest to też wołanie ludzi, którzy nie potrafią znieść zgorszenia krzyża. Jednakże Jezusa nie da się odłączyć od krzyża. Dlatego na Kalwarii ani Syn Boży, ani Jego Ojciec nie ulegają szantażowi szyderstwa: „Zaufał Bogu: niechże Go teraz wybawi, jeśli Go miłuje”.
Bóg nie przyjmuje gry, która nie respektuje ustalonych przez Niego reguł, a nawet sprzeciwia się Jego planom zbawczym. Nie daje się przymusić do działań, które mogą wywołać jakieś cyrkowe widowisko, jak to już wyjaśniała niegdyś dzielna Judyta w mowie do starszyzny miasta Betulii: „Wy zaś nie wymuszajcie zarządzeń od Pana Boga naszego, ponieważ nie można uzyskać nic od Boga pogróżkami jak od człowieka, ani Nim rozporządzić jak synem ludzkim” (Jdt 8, 16). On nigdy nie daje się ciągnąć w działania, które nie płyną z miłości.
Rzeczą paradoksalną jest to, że szyderstwa z Golgoty wyrażają też głęboką Bożą prawdę. Jezus rzeczywiście przez całą swą działalność wybawiał innych, lecz nie siebie. Usuwał z ciała trąd sprawiający, że człowiek już za życia stawał się chodzącym trupem, przywracał moc sparaliżowanym członkom, wydobył z otchłani śmierci młodzieńca z Naim, córkę Jaira i swego przyjaciela Łazarza, wyrywał opętanych ze szponów złych duchów. Na koniec jednak nie kiwnął nawet palcem”, aby siebie uchronić przed cierpieniem i haniebną śmiercią, gdyż ciągle wymagało tego dobro ludzkości.

4. Testamenty z krzyża
W radosnych tajemnicach różańcowych rozważamy m.in. wydarzenie ofiarowania Jezusa w świątyni. Maryja i Józef przedstawiają Bogu swego Pierworodnego, składają w ofierze parę synogarlic, chwalą Boga pełnego dobroci i miłosierdzia. Ich serce rzeczywiście jest napełnione radością z powodu Syna, którego im dał Przedwieczny. Jednakże sama tajemnica tej sceny kryje w sobie kielich goryczy. Potrzeba było proroka Symeona, aby odsłoniła się cała prawda o Dziecięciu: „Oto Ten przeznaczony jest na upadek i na powstanie wielu w Izraelu, i na znak, któremu sprzeciwiać się będą”. Na tym jednak nie kończy się proroctwo. Symeon zwraca się jeszcze do Maryi ze słowami: „A Twoją duszę miecz przeniknie, aby na jaw wyszły zamysły serc wielu” (Łk 2, 34-35). Oba te proroctwa wypełniły się na Kalwarii, a ich spełnienie przemieniło się zdumiewająco w dwa testamenty, z których jeden przekazuje nam w swej Ewangelii św. Łukasz (Łk 23, 39-43), drugi zaś - ewangelista św. Jan (J 19, 25-27).

a) Testament dany grzesznikom
Przez całą działalność Jezusa wielu było tych, którzy za Nim szli, i wielu takich, którzy się Mu sprzeciwiali. Przez Jego zbawczą śmierć wielu powstało do życia wiecznego, ale też wielu grozi upadek... Jego Osoba aż do dzisiejszego dnia rodzi podziały, właśnie tak, jak On sam zapowiadał: „Czy myślicie, że przyszedłem dać ziemi pokój? Nie, powiadam wam, lecz rozłam. Odtąd bowiem pięcioro będzie rozdwojonych w jednym domu: troje stanie przeciw dwojgu, a dwoje przeciw trojgu” (Łk 12, 51-52). Nie ma tu miejsca, by zatrzymać się nad tym niezbyt jasnym proroctwem. Należy jedynie stwierdzić, że nawet na Golgocie obecność Jezusa doprowadziła do podziału między ukrzyżowanymi wraz z Nim skazańcami. „Jeden ze złoczyńców, których tam powieszono, urągał Mu: «Ty nie jesteś Mesjaszem? Wybaw więc siebie i nas». Lecz drugi, karcąc go, rzekł: «Ty nawet Boga się nie boisz, chociaż tę samą karę ponosisz? My przecież - sprawiedliwie, odbieramy bowiem słuszną karę za nasze uczynki, ale On nic złego nie uczynili” (Łk 23, 39-41). Doprawdy, potrzeba wielkiego hartu ducha, aby współukrzyżowanemu towarzyszowi niedoli oddać taki szacunek i by w Jego obecności przyznać się do własnej winy. Potrzeba jeszcze większej wiary, aby dopatrywać się w Nim źródła własnego zbawienia. „Dobry łotr” bowiem, jak paradoksalnie nazwała go późniejsza tradycja, który być może znał wcześniej Jezusa, albo przynajmniej przeczytał napis zawieszony na krzyżu, prosi Go zupełnie niespodzianie: „Jezu, wspomnij na mnie, gdy przyjdziesz do swego królestwa”. Na tak sformułowaną prośbę Jezus odpowiada majestatycznie: „Zaprawdę, powiadam ci: Dziś ze Mną będziesz w raju” (ww. 42-43).
Co oznacza raj, o którym mówi Jezus? Czy jest ścisła relacja między Królestwem Chrystusa a rajem? Filologia informuje nas, że termin grecki: paradeisos wywodzi się ze starożytnego języka irańskiego, w którym wyrażenie pairidaeza oznacza „ogród" lub „park" otoczony dokoła rowem lub doliną. W greckiej wersji Pisma świętego słowem tym tłumaczy się hebrajski gan. W wielu tekstach nawiązujących do Rdz 2, 8 raj jest symbolem nadzwyczajnej płodności (np. Pnp 4, 13; Koh 2, 5; Ne 2, 8) i ogrodem szczęścia. W późniejszych pismach apokaliptycznych natomiast staje się miejscem, w którym w czasach mesjańskich znajdą się sprawiedliwi. Autorzy Słowiańskiej Księgi Henocha wyobrażali sobie, że raj znajduje się w trzecim niebie, podczas gdy sam Bóg mieszka w siódmym niebie (por. Iz 66, 1; Mt 5, 34; Dz 7, 49) i od czasu do czasu schodzi do trzeciego nieba, aby rozmawiać z błogosławionymi (Henoch Słowiański 9, 23). Wizję tę podziela też chyba św. Paweł, kiedy mówi, że został porwany aż do trzeciego nieba, czyli - jak sam natychmiast dodaje - do raju, gdzie usłyszał tajemne słowa, których nie godzi się powtarzać śmiertelnikom (2 Kor 12, 2. 4). Wreszcie niektóre teksty apokaliptyczne (jak Hen 51, 1; 2 Ba 51, 8n.) umieszczają w raju dusze sprawiedliwych, które będą tam przebywały aż do swego zmartwychwstania. Takie były przekonania judaizmu z czasów Jezusa. Jednakże ma się wrażenie, jakoby w rozmowie na krzyżu skruszony złoczyńca i Jezus mówili o dwóch różnych rzeczywistościach. 
Pierwszy z nich wydaje się myśleć, zgodnie z ludowymi oczekiwaniami żydowskimi, o ustanowieniu czasowego królestwa mesjańskiego w jakiejś odległej przyszłości. Jezus natomiast oznajmia mu, że „jeszcze dziś” znajdzie się razem z Nim w zupełnie nowej i niewyobrażalnej dla człowieka sytuacji szczęścia. Jego Królestwo jest rajem, który istnieje po drugiej stronie śmierci, tam, gdzie On sam zajmuje główne miejsce i gdzie usprawiedliwiony łotr połączy się z Nim w jakiś szczególny sposób i otrzyma udział w Jego życiu. W tym kontekście zatem raj symbolizuje ostateczne zbawienie człowieka. To zbawienie, które w mentalności biblijnej jest zawsze rzeczywistością eschatologiczną, w Ewangelii Łukaszowej staje się nieustannym „dzisiaj". Dla Łukasza, to „dzisiaj" ma przede wszystkim znaczenie teologiczne i wskazuje na moment zbawczy, który rozpoczął swym dziełem Jezus Chrystus, a który swymi skutkami przemierza wszystkie wieki i dosięga wszystkich pokoleń ludzkich.
Tak oto „dobry łotr” jako pierwszy spośród wszystkich „łotrów” na ziemi wchodzi do Królestwa Jezusa. Sam Jezus autorytatywnie przyrzeka mu tę łaskę, ale zarazem za pośrednictwem jego osoby pozostawia wszystkim ludziom niesłychany testament: podobnie jak skruszony złoczyńca otrzymał dar zbawienia w ostatnim momencie swego życia, tak też każdy grzesznik będzie mógł wejść do raju oznaczającego doskonały świat, w którym każdy będzie mógł się cieszyć bezpośrednim dostępem do Boga i w którym „nie będzie już śmierci, ani żałoby, ni krzyku, ni trudu" (por. Ap 21, 4). Jezusowi wystarczy akt doskonałej skruchy. Wystarczy uwierzyć Mu, oddając ostatnie tchnienie, zaufać, że w Nim można znaleźć zbawienie. A On każdego zapewni miłosiernie: „Odwagi. Dziś będziesz ze Mną w raju”.

b) Testament pozostawiony Kościołowi
Obok krzyża Jezusowego stały: Matka Jego i siostra Matki Jego, Maria, żona Kleofasa, i Maria Magdalena" (J 19, 25). A zatem Jezus nie został całkowicie opuszczony. W ostatnich chwilach Jego zmagań o życie ludzkie znalazło się obok Niego kilka najbliższych Mu osób: Matka, kobiety, które z wielkim oddaniem usługiwały Mu w Galilei i przyszły wraz z Nim do Jerozolimy (por. Mk 15, 40-41), a także uczeń najbardziej umiłowany ze wszystkich. Jest to zupełnie zrozumiałe, że właśnie te osoby nie opuściły Go nawet w godzinie Jego największego poniżenia. Dziwi nas jedynie fakt, że autor Czwartej Ewangelii podaje w owym krótkim zdaniu trzy imiona postaci dalszych (Marii, Kleofasa, Marii Magdaleny), zaś trzy osoby najbliższe Jezusowi pozostawia całkowicie anonimowe: Jego umiłowanego ucznia, Matkę oraz siostrę Jego Matki. Ich imion, zresztą, nigdzie nie znajdziemy w tym dziele. Najstarsza tradycja wprawdzie jednoznacznie utożsamiała owego ucznia z samym autorem Ewangelii, św. Janem. Nikt też nie miał wątpliwości, że Matką Jezusa była Maryja, żona Józefa. Kim jednak była jej siostra?
Ciekawą tego hipotezę wysuwa w swym komentarzu R. E. Brown. Odwołuje się on do Mt 27, 56, skąd dowiadujemy się, że przy krzyżu Jezusa, obok Marii Magdaleny oraz matki Jakuba i Józefa, stała jeszcze matka synów Zebedeusza. Porównując ten tekst z listą osób w J 19,25, dochodzi on do wniosku, że siostra Matki Jezusa była matką Jana apostoła. Znaczyłoby to, że Jan, umiłowany uczeń Jezusa, był zarazem Jego bliskim krewnym. W takim zaś przypadku staje się rzeczą zrozumiałą, dlaczego na krzyżu Jezus powierzył swą Matkę właśnie jemu. Wyjaśniałoby to śmiałość matki synów Zebedeusza która swego czasu prosiła Jezusa o to, by w swym królestwie obdarzył szczególnymi przywilejami jej synów. Wreszcie pokrewieństwo to tłumaczyłoby zagadkową informację z J 18,15: „Uczeń ten był znany arcykapłanowi”. Można bowiem pytać, na jakiej podstawie jakiś rybak z Galilei może utrzymywać kontakty z arcykapłanem. Otóż na podstawie świadectwa Łk 1, 5. wiemy, że Maryja, Matka Jezusa, była krewną Elżbiety, a przez nią - była spokrewniona z rodem kapłańskim. Oznacza to, że także Jan należał do rodziny kapłańskiej i dzięki temu mógł być „znany arcykapłanowi”.
Euzebiusz z Cezarei w swej Historii podaje nawet, że Jan był rzeczywiście kapłanem. Po tym wyjaśnieniu można już bez trudności odpowiedzieć na pytanie, dlaczego Jan nie podaje w swej Ewangelii imion tych trzech osób: umiłowanego ucznia, Matki Jezusa i siostry Jego Matki. Otóż wspólnota św. Jana, który „wziął Matkę Jezusa do siebie”, dobrze znała wszystkie te trzy postacie, tak że autor Ewangelii nie musiał podawać w swym opisie ich imion. Czy jest to jednak wystarczająca odpowiedź? Jak bowiem wytłumaczyć fakt, że sam Jezus zwraca się do swej Matki: „niewiasto” (J 2,4; 19, 26) i że nigdy nie nazywa ucznia po imieniu? Kiedy bowiem Jezus „ujrzał Matkę i stojącego obok Niej ucznia, którego miłował, rzekł do Matki: Niewiasto, oto syn Twój. Następnie rzekł do ucznia: Oto Matka twoja. I od tej godziny uczeń wziął Ją do siebie” (J 19,26-27). Jak należy interpretować te słowa Jezusa z krzyża, które brzmią jak uroczysty testament, wypowiedziany bardzo zwięzłymi zdaniami, takimi, na jakie pozwalał krótki oddech, z trudnością uzyskiwany w pozycji człowieka rozpiętego na krzyżu?
Co naprawdę chciał powiedzieć Jezus słowami: „Niewiasto, oto syn Twój”, „Oto Matka twoja”? Przecież nie wyrzekł ich mimochodem i nieświadomie, skoro - jak w następnych wierszach podkreśla ewangelista - także w nich wypełniło się Pismo (por. J 19, 28). A co miał na myśli Jan, gdy potem spisywał skrzętnie ten duchowy testament swego umiłowanego Mistrza? Są to czysto akademickie pytania, na które zawsze trudno jest znaleźć jednoznaczną odpowiedź. A jednak nie jest bez znaczenia fakt, że w całej Czwartej Ewangelii Jan i Maryja tracą własne imię i występują jako: „umiłowany uczeń” i „niewiasta”. Zwłaszcza zastanawiające jest to, że Jezus zwraca się do swej Matki tak, jak gdyby między Nimi nie istniały żadne więzi rodzinne.
W dziełach Janowych, słowo „niewiasta” ma szczególne znaczenie teologiczne, wynikające zresztą z symboliki starotestamentalnej. Prorocy bardzo często ukazywali nowy lud Boży pod obrazem oblubienicy niewiasty poślubionej na wieki samemu Bogu (por. np. Iz 61, 10; Jr 2, 2). Obraz ten znajduje swe szerokie zastosowanie w Apokalipsie św. Jana, w której pojawia się „Małżonka Baranka”, przystrojona na gody i symbolizującą lud nowotestamentalny, odkupiony przez Chrystusa Jego krwią na krzyżu (Ap 19,7; 21,9). W dziele tym też spotykamy wizję Niewiasty obleczonej w słońce i z księżycem pod nogami (Ap 12, 1 ) w której tradycja widziała zarówno symbol Maryi, jak też Kościoła. 
W Ewangelii Janowej Matka Jezusa występuje dwukrotnie na początku i na końcu Jego działalności, w Kanie Galilejskiej i pod krzyżem. Choć pozory mogę wskazywać na co innego, obie te sceny ściśle łączą się ze sobą i spinają dzieło Jezusa wymowną klamrą. Cud w Kanie dał początek znakom mającym za zadanie ukazać chwałę Jezusa. Ukrzyżowanie zakończyło Jego działalność i - jak dobitnie wykazuje On sam w wielu mowach przekazanych przez Św. Jana (J 3, 14; 8, 28; 12, 32) - ukazało Go wszystkim jako wywyższonego i otoczonego chwałą.
W Kanie mówił o „godzinie”, która „jeszcze nie nadeszła”, a do której zmierzał przez całe swe życie. Godziną tą jest bowiem Jego śmierć, która dlatego obdarzyła Go chwałą, że właśnie w niej wysłużył światu zbawienie (J 12,23. 27; 13,1; 17,1). To właśnie z tej przyczyny Jan pisze, że „od tej godziny uczeń wziął Ją (Maryję) do siebie” (19, 27). Wreszcie w jednej i drugiej scenie Maryja występuje w towarzystwie uczniów, o których troszczy się całym swoim sercem tak, jak matka o swoje dzieci. Nie, to nie jest tylko oratorska przesada. Maryja prawdziwie obdarzyła uczniów swego Syna macierzyńską miłością. Po odejściu Jezusa nie powróciła do swego domku w Nazarecie, lecz pozostała pośród nich i trwała z nimi na modlitwie w czasie oczekiwania na zesłanie Ducha Świętego. Późniejsza tradycja mówi o Niej, że do końca swego życia wspierała swą obecnością energicznie rozwijający się Kościół. Całe Jej dalsze życie przestało być życiem prywatnym. I nie bez przyczyny Kościół nazywał Ją swoją Matką.
Wydaje się, że ewangelista specjalnie nie wymienia imion, również z tego względu aby pokazać, że oboje oni pod krzyżem przyjęli ważną rolę w dziejach zbawienia. Odtąd umiłowany uczeń będzie reprezentował swą osobą wszystkich wierzących, wszystkich uczniów Chrystusa, umiłowanych przez Niego ze względu na ich wiarę, tych, którzy będą swym życiem świadczyć o Jego krzyżu. Niewiasta natomiast, która ma być jego Matką, będzie odtąd Matką całego Kościoła. Nie stało się tak oczywiście z ich ludzkiej inicjatywy, lecz sam Jezus objawił im uroczyście ich nową rolę w łonie nowej rodziny rodzącej się u stóp krzyża. Jezus zwraca się do każdego z nich z osobna: „Oto syn Twój”, „Oto Matka twoja”, jakby chciał przy tym dodać: „Tak mój Ojciec zamierzył przed wiekami, a Ja wam oznajmiam Jego wolę jako święty Testament, gdyż przekazuję ją w godzinie, w której idę do Ojca”. Oboje oni, i uczeń Jan, i Matka Jezusa, zrozumieli swe nowe powołanie. Pojęli, że ich życie nigdy już nie będzie miało charakteru czysto „prywatnego”. Jan, członek nowej rodziny Bożej, „wziął Ją do siebie”, czyli przyjął Ją pod swą opiekę i zarazem wprowadził do tej nowej wspólnoty zrodzonej na Kalwarii, do Kościoła. Ona zaś aż do dzisiaj wypełnia swe zadania macierzyńskie wobec wszystkich, którzy czują się uczniami Jej Syna.

5. Pytania do refleksji, dyskusji

a) Na ile przekazy ewangeliczne utwierdzają moją wiarę, że to właśnie Jezus jest jedynym Zbawicielem świata?
b) W jaki sposób odczytuje dla siebie podwójny testament Jezusa z krzyża? Do czego czuję się wezwany/a?


Literatura:
Ks. Franciszek Mickiewicz SAC, KROCZĄC ŚLADAMI MĘKI CHRYSTUSA Komentarz teologiczno - duchowy do ewangelicznych opisów męki, śmierci i zmartwychwstania Jezusa Chrystusa Ząbki 2000 s. 263-275, 277-284


Do tematu VII. Siedem słów z krzyża

Słowo pierwsze
A kiedy przyszli na miejsce zwane „Czaszką", ukrzyżowali Jezusa i dwu złoczyńców, jednego po prawej, drugiego po lewej stronie (Łk 23, 33). Był też napis wyjaśniający jego winę: Król Żydowski (Mk 45, 26). Jezus zaś mówił:
- Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią. (Łk 23, 24)
            Choć wydaje się nam to oczywiste, to jednak przebaczenie przychodzi nam z ogromnym trudem. Tymczasem Pan Jezus, kiedy jeszcze: doświadcza krzywd, już przebacza i prosi o przebaczenie dla swoich oprawców. Także wcześniej Jezus uczył przebaczania. Pytał kiedyś Piotr: „Panie, ile razy mam przebaczyć, jeśli mój brat zawini względem mnie? Czy aż siedem razy? Jezus mu odrzekł: Nie mówię ci, aż siedem razy, lecz siedemdziesiąt siedem razy" (Mt 18, 21 nn).
W innym miejscu, ucząc modlitwy: „Jeśli bowiem przebaczycie ludziom ich przewinienia i wam przebaczy Ojciec wasz niebieski" (Mt 6, 14). Od tamtej pory, bardziej lub mniej, przywiązujemy wagę do słów codziennej modlitwy - „i odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom", niemniej te słowa nieustannie mobilizują nas do przebaczania.
Jeszcze w innym miejscu: „Jeśli brat twój zawini, upomnij go; i jeśli będzie żałował, przebacz mu. I jeśliby siedem razy na dzień zawinił przeciw tobie i siedem razy zwrócił się do ciebie, mówiąc: żałuję tego, przebacz mu" (Łk 17, 3-4).
Dopełnieniem tych wszystkich lekcji jest ta, którą pamiętamy chyba najbardziej: przypowieść o synu marnotrawnym. Słowa: „syn mój był umarły, a znów ożył, zaginął, a odnalazł się" (Łk 15, 24) i cała przypowieść ofiarowują nam nadzieję. Synem z przypowieści jest człowiek wszystkich wieków. Także każdy z nas.
Przebaczenie Boga świadczy o Jego wielkości. Podobnie i człowiek, który przebacza, jest wielki.

Słowo drugie
Potem rozdzielając szaty, rzucili losy (Łk 23, 34). A u stóp krzyża Jezusa stała Matka Jego i siostra Jego Matki, Maria, żona Kleofasa, i Maria Magdalena. Kiedy Jezus zobaczył swoją Matkę, a obok Niej ucznia, którego miłował, powiedział do Matki:
Niewiasto, oto syn Twój.
A potem rzekł do ucznia: Oto Matka Twoja. (J 19,15-27a)

Tego nie spodziewał się chyba nikt. Jezus oddaje człowiekowi absolutnie wszystko. Nawet Maryja, Jego matka, ktoś, kto wydaje się nie do ofiarowania, której nie sposób oddać komuś drugiemu, zostaje oddana człowiekowi.
Nie chciał żadnych zaszczytów, niech chciał królewskiego przyjęcia. Zawsze cicho i spokojnie. Tylko teraz, na krzyżu, zdaje się, jakby krzyczał i przekazywał człowiekowi, kto jest tak naprawdę ważny. Nie mówi, że gdzieś tam, że trzeba się rozglądać, szukać. Mówi: „oto" twoja Matka.
Jezus świadom zbliżającej się śmierci, jako mężczyzna troszczący się o los swych najbliższych, powierza własną Matkę swojemu najdroższemu przyjacielowi. I ja, i ty jesteśmy tymi, których Pan Jezus wybrał. „Już nie nazywam Was sługami, ale przyjaciółmi moimi". Tylko czy my nimi naprawdę jesteśmy? Przyjaciel to ten, który godzi się na wszystko, także na krzyż.
Trzymając w ręku znak krzyża, doświadczamy go fizycznie. Po prostu czujemy. To tak, jakbyśmy stali pod nim razem z Maryją. I nie mamy jej uważać za matkę, ona po prostu nią dla nas jest. Ona jest naszą Matką. Jezus nam ją dał - „oto Matka Twoja". To oddanie wydarzyło się wobec krzyża, który trzymasz w ręku. On jest tego znakiem. Czy będzie też znakiem innego wydarzenia? Czy będzie on świadkiem tego, że i Matka Boża zyskała syna i córkę? Ciebie?

Słowo trzecie
I powiedział: „Jezu, wspomnij na mnie, gdy przyjdziesz do swego Królestwa". A Jezus odrzekł:
- Zaprawdę, powiadam ci: Dziś ze Mną będziesz w raju. (Łk 23, 39-43)

Była to tak naprawdę ostatnia rozmowa Jezusa, jaką przeprowadził tu, na ziemi. I wcale nie była to rozmowa z uczniami, których tak kochał, czy z uczonymi, którym tak cierpliwie wszystko wyjaśniał. Nie były to też tłumy, które tak często mu towarzyszyły, mimo trudów skwaru dnia czy odległości drogi. Rozmawiał ze złoczyńcą, którego życie zapewne nie było kryształowe. Sam przyznał, że miał wiele na sumieniu. Wystarczyła ta jedna chwila skruchy: „Jezu, wspomnij na mnie", aby usłyszał najwspanialsze słowa, jakie człowiek może usłyszeć, i to z ust samego Zbawiciela: „dziś ze Mną będziesz w raju". Od tamtej pory wszystkie pokolenia mówią o nim nie inaczej, jak „dobry". My byśmy go potępili. Jednak po raz kolej­ny Jezus nas przekonuje, że drogi Boga są innymi drogami.
Jezus spojrzał na „dobrego łotra", a on spojrzał na krzyż i Jezusa. Wydaje się, że to spojrzenie przesądziło o wszystkim. Tam doszło do zrozumienia, przemiany, jedności.
Teraz rozumiesz, dlaczego trzeba raz po raz zdjąć krzyż ze ściany, położyć przed sobą, przytulić, a ten, który dostałeś, trzymać w dłoni.
Wielu z nas wychowało się na baśniach. Wśród nich były również utwory Andersena. W swojej autobiografii zapisał zdanie, które wielu tłumaczy: "Historia mego życia powie światu to, co powiedziała mnie: jest Bóg miłosierny, który kieruje wszystko ku najlepszemu".

Słowo czwarte
A 0 godzinie szóstej ciemności ogarnęły ziemię /i trwały/ aż do godziny dziewiątej. A o godzinie dziewiątej Jezus zawołał wielkim głosem:
- Eloi, Eloi, lema sabachthani? To znaczy: Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił? (Mk 15, 34)

            Wiele razy mamy właśnie takie wrażenie, że nawet Pan Bóg, a właściwie przede wszystkim On, nas opuścił. W naszym wnętrzu pojawia się przekonanie, że na próżno wypatrywać pomocy z Jego strony.
I chociaż słowa wypowiedziane przez Jezusa na krzyżu z pozoru potwierdzają nasze myślenie, to jednak trzeba zmierzyć się z tym brakiem nadziei. W jaki sposób?
Jezusowe wołanie to nie rozpacz i jakiś akt desperacji. To przede wszystkim niezmiernie głęboka modlitwa. Prośba o pomoc. Bóg nie jest Bogiem silnych. Nie jest Bogiem tych, którzy niczego nie potrzebują i sami doskonale sobie radzą. Bóg jest Bogiem słabych. Bóg nie jest i nigdy nie będzie gwarantem, że w życiu zawsze będzie mi dobrze. Bóg jednak jest obecny w życiu człowieka zawsze. Także wtedy, kiedy chciałoby się powiedzieć: "Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił?". Od kiedy te słowa wypowiedział Jezus, człowiek w takich chwilach nigdy nie jest sam. Zawsze z Jezusem.
            Wspominam młodego człowieka, który przyszedł do szpitala o własnych siłach, ale choroba z czasem zwaliła go z nóg. Cierpliwie przyjmował wszystko, co go spotkało. Kiedy po wielu tygodniach leżał nieruchomo zniszczony przez chorobę i nie mógł się już poruszać, zauważyłem, jak delikatnie porusza ustami, jakby coś mówił, z braku sił jednak głos był prawie niesłyszalny. Nachyliłem się, myśląc, że może czegoś potrzebuje. Usłyszałem jednak powtarzane jak refren słowa: „Jezu, ufam Tobie".

Cierpienia nie da się kochać i o tym dobrze wiemy. Można jednak kochać Jezusa w tym cierpieniu. Krzyż, który masz w ręku, nie jest ani ozdobny, ani stary ani efektowny. Przypomina cierpienie, ale przede wszystkim Jezusa i jego ofiarę. Jest to znak, który trzymany w ręku, tak bardzo blisko, powinien pomóc ukochać Jezusa.

Słowo piąte
A niektórzy spośród stojących tam, słysząc te słowa, mówili: „Oto Eliasza woła" (Mk 15, 33-35). Jezus zaś będąc świadomy tego, że wszystko się dokonało, zawołał - w czym wypełniły się również słowa Pisma:
-Pragnę. (J 19, 28)

             Jezus zwraca się do stojących pod krzyżem z prośbą. Zawiedli się ci, którzy pospieszyli, aby podać mu płyn do zaspokojenia pragnienia. Zdaje się, że przede wszystkim pragnął człowieka, duchowego człowieka, pełnego wewnętrznego piękna, otwartego na miłość.
O swoim pragnieniu mówił w naszym stuleciu do siostry Faustyny: „Pragnę dusz... Pragnę, byś poznała głębiej miłość, jaką pała Moje serce ku ludziom, a zrozumiesz to, kiedy będziesz rozważać Moją mękę. Wzywaj Mojego Miłosierdzia dla grzeszników. Pragnę ich zbawić... Pragnę, aby serce twoje było zawsze na wzór Mego Miłosiernego Serca... Pragnę, aby kapłani głosili Moje wielkie Miłosierdzie względem grzeszników. Palą Mnie promienie miłosierdzia, chcę je wylać dla ludzi. Nie ma nędzy, która by przede wszystkim winien on wzbudzać to najważniejsze pragnienie, za które Jezus oddał swoje życie na krzyżu - pragnienie życia i miłości.

Słowo szóste
A było tam naczynie pełne octu. Nałożono więc na trzcinę gąbkę namoczoną w occie i podano Mu do ust. Gdy Jezus poczuł smak octu, powiedział:
- Wykonało się! (J 19, 29-30a)

Być może dlatego, że człowiek wreszcie okazał się wrażliwy na to wszystko, co się działo i w odruchu ludzkiej pomocy spełnił to, o co prosił Jezus. I to wielkie pragnienie Jezusa, aby z zatwardziałego, obojętnego na ludzki ból i krzywdę człowiek zmienił się w tego, którego stać choćby na niewielki odruch życzliwości. Stąd to jednoznaczne: „wykonało się".
Tak niewiele miał człowiek do zaoferowania Bogu. Trochę wody wymieszanej z octem. Zresztą nie po raz pierwszy. Kiedy Jezus zapytał: „Ile macie chlebów?" - odpowiedzieli: zaledwie pięć i dwie ryby. Trzeba powiedzieć, że nie było to wiele. Jezus wziął jednak ten dar w swoje ręce. Błogosławił i oddał człowiekowi, do sytości i jeszcze więcej, bo pozostało dwanaście koszów ułomków. Człowiek oddał wtedy wszystko, co miał. Krzyż, który trzymasz w ręku, też znaczy wszystko. Czy to samo znaczy i dla Ciebie? Tylko wtedy jest wystarczająco wiele, jeśli człowiek staje wobec człowieka cały i oddaje się mu całkowicie. Tylko wtedy człowiek zostaje zbawiony i Bóg powie: „wykonało się".

Słowo siódme
Potem zawołał donośnym głosem: "Ojcze, w Twoje ręce powierzam ducha mojego" (Łk 23, 46a) i skłoniwszy głowę, skonał. (J 19, 30b).

            Kiedy wiemy, że ktoś na nas czeka, łatwiej nam zebrać się do drogi. Bóg nieustannie czeka na nas. Wielu musi jednak prosić: „Panie, naucz mnie umierać". Pan Jezus pokazał nam, że potrafi po ludzku umierać. Umierać po bożemu przychodzi człowiekowi znacznie trudniej. Patrzymy na Jego śmierć, na krzyż, i pytamy, jak w ogóle było to możliwe? Jak coś takiego mogło się zdarzyć?
Ściskając krzyż w dłoni, czujesz jego pewne niedopasowanie, ale jednocześnie siłę. Czujesz, że z tym znakiem jest związany Ktoś, kto nie przegrał życia. Ktoś, kto nie poniósł klęski. Czujesz zwycięstwo.
Jezus mimo że odszedł, to jednocześnie pozostał. Dla potrzeby ludzkiego zbawienia po raz kolejny pomniejszył się w swej wielkości i jest obecny pośród nas w Eucharystii. Jest to pokarm, który mieści wszystkie największe tajemnice naszej wiary: mękę, śmierć i zmartwychwstanie. To właśnie w momencie przyjęcia Eucharystii, najczęściej w ciszy z twarzą ukrytą w dłoniach, powierzamy się Bogu: „Ojcze, w Twoje ręce powierzam ducha mojego". Tylko On może nas przyjąć i tylko u Niego możemy znaleźć p

sobota, 11 kwietnia 2015

Wielkanocne spotkanie diecezjalne

Po Eucharystii, spotkaliśmy się w salce przy ul. Kasprowicza 1. W spotkaniu uczestniczył nasz opiekun ks. Andrzej Paś.
Temat formacyjny: Dziękczynienie za przelanie Krwi Przenajdroższej podczas cierniem koronowania. Następnie omówienie wyjazdu na najbliższe skupienie w Częstochowie oraz sprawy organizacyjne związane z ogólnopolskim Odpustem Matki i Królowej Przenajdroższej Krwi
w Częstochowie





czwartek, 2 kwietnia 2015

Triduum Paschalne

Alleluja! Chrystus zmartwychwstał! Prawdziwie zmartwychwstał!
Wielki Czwartek kończy okres Wielkiego Postu i rozpoczyna Święte Triduum Męki i  Zmartwychwstania Chrystusa
Wielki Czwartek pamiątka Ostatniej Wieczerzy i ustanowienie
dwóch nierozdzielnych  sakramentów: Sakramentu Eucharystii i Kapłaństwa 
Ustanowienie Najświętszego Sakramentu 
Dzień Kapłański - ustanowienie Sakramentu Kapłaństwa

Adoracja Najświętszego Sakramentu przez Wspólnotę Krwi Chrystusa i wszystkie inne wspólnoty oraz przez parafian.

poniedziałek, 30 marca 2015

Zmarła Helena Kiełbasa z Zielonej Góry

30 marca 2015 roku zmarła Helena Kiełbasa
Dzisiaj tj, w Wielki Czwartek odprowadziliśmy ją do Domu Ojca.
W drodze towarzyszyły nam słowa piosenki:
Jak życie szybko mija ...

sobota, 14 marca 2015

Spotkanie marcowe

Tematem dzisiejszego spotkania: Dziękczynienie za przelanie Krwi Przenajdroższej na Drodze Krzyżowej
Czytanie: Janeczka Ł.
Ks. Mariusz


 

sobota, 14 lutego 2015

Skupienie formacyjne w Częstochowie

Tematy skupienia:
Dziękczynienie za Krew Chrystusa podczas biczowania - ks. Józef Godlewski CPPS
Dziękczynienie za Krew Chrystusa podczas cierniem koronowania - Teresa Świderska; członek rady krajowej
Po co Wspólnota - Czesława Nowak; animatorka krajowa
Na dniach skupienia gościła Rada Krajowa i komisja statutowa Wspólnoty Krwi Chrystusa.
Skupienie rozpoczęło się w piątek o godz. 18:00. Po Mszy św. do niedzieli rana nastąpiło ujmujące  milczenie/wyciszenie, które pomagało nam lepiej skupić się na własnej duszy, na przyswojeniu tematów, zauważenia potrzeby wspólnoty, na dziękczynieniu Panu Bogu za przelaną Krew Chrystusa
Ks Damian Siwicki, Ks. Mariusz Szykuła, Ks. Józef Godlewski, CPPS




Na dni skupienia z diecezji zielonogórsko-gorzowskiej pojechało nas 10 osób: z Zielonej Góry -  Małgosia W. Ela Ł. Teresa Ż. Ela W. Basia B. Krysia S. Marcin (nowy), i z Małomic - Marysia  P. Gosia Z. Helena.
Wykłady na auli 
ks. Józef Godlewski CPPS
Teresa Świderska
                                     Czesława Nowak
  
Całonocna Adoracja Najświętszego Sakramentu
Czytanie - Ela Ł.

Na zakończenie skupienia najlepsze życzenia dla naszego wspólnotowego brata Antoniego i Celinki z okazji lecia małżeństwa.
ks. Mariusz Szykuła - Moderator WKC, Czesława Nowak - animatorka krajowa, Teresa Kujawska - do spraw Statutu