Spotkanie przedstawicieli Wspólnoty Krwi Chrystusa z całego świata w Rzymie
W dniach 26.06 –04.07.2001 r. w Rzymie odbyło się
pierwsze międzynarodowe spotkanie przedstawicieli Wspólnot Krwi Chrystusa dla
świeckich, zorganizowane przez Generalat
Zgromadzenia Misjonarzy Krwi Chrystusa, C PPS. Na spotkaniu obecne były
osoby z 14 krajów z różnych kontynentów. Od strony Polski na to spotkanie
przyjechali członkowie Rady Krajowej: ks. Józef Godlewski (CPPS). s. Kaspra (MSC), Barbara Błaszczyk, Józef Siwicki. Barbara
Błaszczyk dzieli się swoim świadectwem z tych dni.
Mój wyjazd do Rzymu
napawał mnie lękiem, mimo że czułam, że to Jezus mnie znalazł i wyznaczył.
Podzieliłam się tym z misjonarzem, który jeszcze bardziej uświadomił mi ważność
tej misji, a ja poczułam jeszcze większy lęk. Lęk przed podróżą i przed tym, co
mnie tam czeka. Zaczęły nasuwać się wątpliwości, czy to, aby ja jestem tą
osobą, która ma reprezentować naszą polską WKC, zadanie tak wielkiej wagi.
Walcząc z myślami pełnymi pokus i wątpliwości, pomyślałam o Słowie Życia: Twoja
wiara cię ocaliła, idź w pokoju!(Łk7,50).Dzięki tym słowom Ewangelii zaczęłam
próbować patrzeć na chaos w mojej głowie inaczej –przez wiarę. Zaczęłam układać
myśli pod kątem wiary, rozmawiając z Jezusem, wsłuchując się w Jego głos:,
„Dlaczego masz wątpliwości, skoro wola przełożonych jest Bożą Wolą?”. Wiara,
tylko wiara może mnie ocalić z tych wątpliwości. Wiara, że to, co robię i będę
robiła, jest Wolą Bożą. Trzymając się Jezusa, będę mogła polegać na Nim, bo On
ma moc. Od Niego ja też mogę czerpać siły i nie muszę się lękać. Wszystko,
także trud podróży, mogę oddać Jemu z pełnym zaufaniem, a szczególnie właśnie w
intencji misji, która mnie czekała (np. zabranie głosu na między narodowym
forum, aby strach nie stał się większy od mojej wiary, od zaufania do Jezusa).
Przez wiarę i zaufanie słowom Jezusa w moim sercu powstał kojący pokój, który
Ojciec Winfried umocnił swoim błogosławieństwem, którego udzielił całej naszej
ekipie na pożegnanie. Do Rzymu jechaliśmy etapami: nocując we Wrocławiu,
Monachium no i nareszcie w Rzymie. Mimo braku klimatyzacji nie było tak źle,
jak sobie wcześniej bardzo „czarno” wyobrażałam. Nasza podróż to już były
rekolekcje. Wybraliśmy Słowo Życia A ty idź i głoś królestwo Boże!(Łk
9,60).Byłam wdzięczna za te słowa, pasowały do mnie i do tych zbliżających się
okoliczności. Po przyjeździe do Monachium czułam się tak zmęczona, że aż
kręciło mi się w głowie. Pomyślałam głośno, że chyba będzie musiało mnie dwóch
prowadzić, bo sama nie dam rady. Ziemia uciekała mi spod nóg. Po Mszy Świętej
odprawionej u naszych Sióstr Misjonarek Krwi Chrystusa, padła propozycja
przejścia się po mieście, a ja zastanawiałam się: czy to będzie możliwe? W
sercu jednak usłyszałam głos: A ty idź..., więc posłuszna temu Słowu poszłam i
miałam wrażenie, że nigdy lepiej się nie czułam! Zachwyt pięknem tego miasta,
zdrowe powietrze wzbudziły przeogromną radość i wdzięczność Panu Bogu. Piękne
widoki, które Pan Bóg stworzył, towarzyszyły nam następnego dnia do samego
Rzymu. Moje myśli wraz z dziękczynnymi modlitwami szły do niebios bram, które
zdawały się stać otworem na widnokręgu nieba, znad naszego samochodu, gdzie
góry stykały się z niebem, a ich podnóże łączyło nas z autostradą, którą
jechaliśmy. Wjechaliśmy do Rzymu około godziny 20, w porze ulicznego szczytu. W
zwariowanym tłoku samochodów i skuterów przez dłuższy czas szukaliśmy
potrzebnego nam adresu Sióstr Adoratorek Krwi Chrystusa, które zaprosiły nas do
siebie na pierwszą noc. To nie tylko obce miasto, ale obcy kraj, inna kultura,
inny język... W tym trudzie, tak wielkim, jaki sobie tylko wyobrażałam,
myślałam o Słowie Życia: A ty idź... i w sercu szłam z prośbą do Jezusa, aby
nas podprowadził pod wskazany adres. Czułam, że tylko tak mogę pomóc w tych
poszukiwaniach. Bo co innego mogłam zrobić? Tak też po niedługim czasie,
dziękując Bogu za Jego prowadzenie, dotarliśmy na miejsce. Byłam ogromnie
wdzięczna Jezusowi za czas podróży, bo nie tylko nie przeżywałam choroby
lokomocyjnej, ale też nie czułam zmęczenia, mimo że w tym dniu był najdłuższy
etap trasy.26 czerwca 2001 r. rozpoczęło się Mszą Świętą pierwsze spotkanie
przedstawicieli WKC z całego świata –chwila historyczna. Dynamika tego
spotkania była dla mnie specyficzna i różnorodna. Rozbrzmiewały tam różne
języki: włoski, hiszpański, angielski, niemiecki, chorwacki, indyjski,
suahili... Nie tylko ja, ale każdy z nas musiał włożyć większy wysiłek i dużo
miłości, żeby słuchać, wyjść poza słowa, przyjąć inną kulturę. U
przedstawicieli wszystkich tych narodowości widziałam głęboką postawę zaufania
do Pana Boga.
Merlap lipiec 2001
U przedstawicieli
wszystkich tych narodowości widziałam głęboką postawę zaufania do Pana Boga.
Mogliśmy nawzajem ubogacać się, przyjmować umocnienie wiary. Serce radowało
się, gdy patrzyłam na tak wielką grupę złączoną przez Krew Chrystusa, która
pokonuje wszelkie bariery i ze wszystkich stron świata tworzy piękną rodzinę w
jedności i miłości –rodzinę Przenajdroższej Krwi Jezusa. Niektórzy nawet nie
wiedzieli, że mają rodzinę duchową w innych krajach, myśleli, że są jedynymi
czcicielami Krewi Chrystusa i teraz bardzo cieszyli się, widząc, że nie są
sami. Dzielili się tym, jak wielkie znaczenie miało dla nich poznanie ludzi,
których dzielą granice, język, kultura, a jednak łączy wspólna duchowość,
podobne spotkania modlitewne, działania charytatywne, przewodnictwo świętego
Kaspra...W pierwszych momentach, spotykając się z taką różnorodnością językową,
poczułam się nieswojo. Zastanawiałam się, jak ja to wszystko przeżyję.
Pomyślałam o Słowie Życia: A ty idź i głoś królestwo Boże! –Dobrze, ale jak mam
głosić to królestwo? Po polsku? Przecież nikt mnie nie zrozumie! Siostra Zofia
(ASC), która ofiarnie tłumaczyła nam tematy naszego spotkania z włoskiego na
polski, też nie mogła przecież zawsze być przy mnie, gdy ktoś zwracał się do
mnie z jakimś pytaniem czy prośbą. W pewnym momencie dotarło do mnie jednak, że
mogę włożyć swój trud i wysiłek pomysłowości i głosić królestwo Boże gestem,
uśmiechem. Nawet zrobiłam sobie słowniczek podstawowych wyrazów
grzecznościowych w czterech językach. Poczułam się od razu lepiej i mogłam
cieszyć się w atmosferze jedności i miłości razem ze wszystkimi. Tu w tej
rodzinie mogliśmy doświadczyć mocy Krwi Chrystusa, bo język Krwi jest
mocniejszy i Bóg nas rozumie, choć my siebie nie zawsze. Obecni przedstawiciele
wspólnot mieli za zadanie przedstawić siebie, swoją wspólnotę na płaszczyźnie
bardziej osobistej niż ogólnej oraz podzielić się swoimi oczekiwaniami
związanymi z tym spotkaniem. Wzięliśmy się solidnie do pracy, aby porządnie
przygotować prezentację naszego Dzieła w Polsce, głównie na podstawie
świadectw. Więc nocy do spania zostało niewiele, tym bardziej, że trzeba było
przygotować wszystko na piśmie. W trzecim dniu spotkania przyszła kolej na
naszą grupę, czas mojego trudu: mikrofony, tłumacze i jeszcze watykańska
telewizja. Czy to nie za dużo na moją tremę? Na szczęście dalej było przy mnie
Słowo Życia A ty idź i głoś królestwo Boże! – głoś je, aby inne kraje poznały
polską WKC, którą zaszczepił, jako pierwszy Misjonarz Krwi Chrystusa O.
Winfried Wermter. Słowo Życia ma taką
moc, że strach nie ma szans! Gdy słucham Jezusa, On daje moc i Duch Święty
prowadzi, więc mimo wszystko ze spokojem powiedziałam swoje świadectwo na
przemian z animatorem krajowym, współbratem Józefem Siwickim. W dniach tego
spotkania poznaliśmy historyczne miejsca naszej duchowości: Rzym, Albano,
Acuto, Sonnino, San Felice w Giano... Czas mieliśmy wypełniony po brzegi.
Poprzez obecność tam, gdzie żył święty Kasper, stał się on jeszcze bliższy, a
obraz jego działalności o wiele wyraźniejszy. Jak nigdy czułam jego obecność w
swoim sercu i między nami. On zapalił w nas niestrudzonego ducha misyjnego.
Miałam, co ofiarowywać Jezusowi i niemal w każdym momencie była okazja
dziękować i uwielbiać Go, dlatego że prawie, co parę kroków był kościół, który
ku temu stwarzał warunki, ale też atmosfera z tych wiecznych miejsc, atmosfera
ze spotkania WKC i CPPS z całego świata. Na zakończenie wnioski i podsumowanie
tego historycznego spotkania przez każdą grupę. Podczas spotkania z Ojcem
świętym (audiencja środowa) w naszej wielojęzycznej rodzinie Krwi Chrystusa
spontanicznie okazywaliśmy sobie wzajemną radość, gdy były wyczytywane
pielgrzymki z kraju, z którego ktoś z nas pochodził. Trwaliśmy przy naszym
Papieżu tak długo, aż pożegnaliśmy Go gorącymi polskimi słowami, gdy
przejeżdżał obok nas. Wtedy odwrócił się w naszą stronę i pobłogosławił nas.
Barbara B
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz